Archiwa tagu: zakwaterowanie

Havana/Habana

Powitanie
Można nastawiać się na wszystko. Można być uprzedzonym. Nic jednak nie da sie porównać z rzeczywistoscia. Pierwsze zaskoczenie przychodzi razem z mailem potwierdzającym rezerwację w casa particular.
W mailu właścicielka ostrzega nas przed naciągaczami na lotnisku, taksówkarzami, pisze ile maksymalnie powinniśmy zapłacić za taxi, ze ABSOLUTNIE nie powinniśmy przyznawać się, że jesteśmy pierwszy raz w tym kraju… itd.
Najzabawniejsze jest na końcu: …gdy przyjedziecie na miejsce zadzwońcie dzwonkiem z moim imieniem, a potem odsuńcie się kilka metrów do tyłu, żebym mogła was zobaczyć z balkonu. Gdy was zobaczę, rzucę wam klucz…
Pierwsza i w zasadzie jedyna myśl jaka się nasunęła to: O matko! Jak tam musi być niebezpiecznie, że ona nawet na ulicy się nie pokazuje!
Z takim nastawieniem lądujemy w Havanie. Po 3h na lotnisku (różne kontrole – napisałam o tym w informacjach ogólnych) bierzemy taksówkę, wsiadamy, podajemy adres i jedziemy…
Kierowca rzuca szybkie „zabrakło mi paliwa, skoczymy tylko na stację” i skręca ze słabo oświetlonej ulicy w ciemną noc (jest ok. 21 tamtejszego czasu), mijamy rozsypujące się budynki lub jakieś ogródki działkowe… niewiele widać.
Mając w głowie informację od właścicielki mieszkania, która boi się zejść z kluczem przed dom, zaczynam myśleć, ze zostaliśmy uprowadzeni. Na szczęście po paru minutach rzeczywiście podjeżdżamy na stację. Ufff
A potem zaczynamy wyłaniać się z ciemności. Z każdym kilometrem robi się jaśniej, choć nawet u celu, w centrum stolicy, nie jest to jasność miast europejskich. W międzyczasie ustalamy, że nie zapłacimy za taksówkę, dopóki nie sprawdzimy czy to właściwy adres. Znów ufff, na dzwonku jest imię właścicielki, OK, można zapłacić taksówkarzowi. Taksówkarz odjeżdża, a my zostajemy na deszczu, pod balkonem, pod rzędami balkonów, pod którymi stoi wiele osób, bo właśnie pada deszcz. Ulica wyglada koszmarnie, jak po wojnie, budynki się rozwalają, ludzie nam się przyglądają… Szaro, buro, dzwonimy, nikt nie wychodzi na balkon, zresztą nic nie widać, bo pada… To byly ze dwie minuty oczekiwania, a wydawało się jakby trwały o wiele dłużej. Z balkonu nic nie spada, natomiast otwieraja sie drzwi i pojawia się uśmiechnięta właścicielka. Zaczynamy rozumieć o co chodziło z tym kluczem z balkonu: mieszkanie jest na 2 piętrze kamienicy, w której każde piętro ma ok. 3 metry. Dla osoby, która ma więcej niż 30 lat przejście tylu schodów może być problemem. Nie wzięliśmy też pod uwagę, że domofon, to zbyt nowoczesny wynalazek jak na Kubę. Pozostaje więc balkon 🙂 O ten:

IMG_5710

Tak wygląda „nasza” ulica za dnia, chyba jasne, ze nocą, przy deszczu, wrażenie jest jeszcze gorsze…

Wygląd pokoju szokuje. Jest czysto, ale czas zatrzymał się tu kilkadziesiąt lat temu. W części wspólnej, w poprzek salonu wisi sznur z praniem. W naszym pokoju woda przecieka przez okna powodując kałużę na środku. No cóż, Kuba.

Na dobry początek wysłuchujemy cennych rad: nie zabierajcie ze sobą nic cennego, gdy wychodzicie w nocy; żadnej biżuterii, aparatów, telefonów, portfeli,…
Wyposażeni w taką wiedzę wychodzimy coś zjeść, bo głód jest straszniejszy niż ciemna noc.

IMG_6066

Jak się potem okazuje, nie taki diabeł straszny.
Gdy rano robi się jasno, diabeł ucieka, a my zaczynamy poznawać miasto.

Pierwsze co sie rzuca w oczy to RUINA. Budynki w centrum miasta wyglądają jak tuż po wojnie:

To jest ścisłe centrum.
Jest jeszcze Habana Vieja, czyli starówka, gdzie jest trochę lepiej. Tam UNESCO władowało mnóstwo pieniędzy w renowacje. Jest to jednak mały kawałek centralnej Havany.

Choć z drugiej strony, gdy spaceruje się po tych odnowionych częściach starówki, nie można poczuć prawdziwego klimatu miasta. Ten wyjątkowy klimat jest gdzie indziej. Tam gdzie nadal mieszkają od lat ci sami ludzie ze swoimi kurami, kozami czy gołębiami; gdzie pranie suszy się na sznurkach za oknem a tańczy się na ulicy.
Bo na starówce miejsce kurników zajęły ekskluzywne sklepy i restauracje – dla turystów oczywiście 😦

Drugie co co przyciaga wzrok i co nie pozwala skupić się na innych elementach otoczenia, to SAMOCHODY!
Człowiek jadąc na Kubę myśli, że może uda mu się znaleźć takie fajne samochody jakie widział wcześniej na zdjęciach, bo myśli, że one są, ale są gdzieś ukryte jak w Polsce syreny albo wartburgi. Natomiast rzeczywistość okazuje się piękniejsza! Te samochody są wszędzie! Nie można od nich wzroku oderwać! A co dopiero obiektywu!

Po trzecie Havana to ludzie.
Co zwraca największą uwagę, to kolorowi (ubrani kolorowo) ludzie pozujący do zdjęć.
Nie da się ukryć. Są fotogeniczni, choć nie są darmowi 😉 Jeśli chcecie mieć zdjęcie Kubańczyka z cygarem lub Kubanki w kolorowym stroju, trzeba się przygotować, że za darmo nie pozują. 1 CUC załatwia sprawę 😉
(lub dobra lufa) 😉

Do tego dochodzą typowe miejsca, które każdy turysta odwiedza, jak Plaza Vieja, Plaza przy Capitolu, Plac Rewolucji,…

Malecon,

i inne…
Warto też zajrzeć na ulicę Hammel, gdzie lokalny artysta dal upust swojej wyobraźni na murach budynków

Można też wjechać na 33 piętro jednego z budynków dzielnicy Vedado, by stamtąd podziwiać panoramę miasta

lub skoczyć na najsłynniejsze w mieście lody, gdzie trzeba swoje odstać w kolejce:

Koniecznie też trzeba się wybrać do kawiarni na Plaza Vieja, gdzie kawę wypala się na bieżąco, a z tamtejszej karty wybrać „bombomboracha” (wym. bombomboracza; nie mam pewności jak to się pisze, wygląda jak trzecie zdjęcie poniżej)

Najlepiej jednak na luzie pospacerować uliczkami miasta szukając swoich ulubionych kącików i obserwować leniwe życie mieszkańców.

Kuba – Porady i informacje praktyczne, czyli FAQ ;)

Warunki pogodowe
Na Kubie przez cały rok jest ciepło, a czasami nawet cieplej.
Najlepszy do zwiedzania Kuby jest termin grudzień – kwiecień. Jest wtedy ciepło i nie pada zbyt często.
Od maja do października trwa pora deszczowa, latem jest gorąco, przy czym jesienią mocno wieje (ryzyko huraganów).

Wizy
Aby wyrobić wizę trzeba wybrać się do konsulatu (potrzebne jest potwierdzenie rezerwacji przelotu w obie strony i potwierdzenie pierwszego noclegu na Kubie); można też sam dokument (tarjeta turistica) wydrukować w internecie, ale najważniejsza jest pieczątka, którą przybijają z tyłu tego dokumentu (w konsulacie); jest też opcja, że pieczątkę przybiją na lotnisku na Kubie (wydaje mi się, że ludzie w kolejce przede mną nie mieli tej pieczątki i szli gdzieś ją podbić, ale nie mam pewności, chyba lepiej załatwić wszystko wcześniej)

Przelot
Lecieliśmy przez Paryż liniami Air France do Havany.
Przelot z Paryża trwał ok. 10h. Lecieliśmy w ciągu dnia, wylatywaliśmy ok. 14 czasu europejskiego,
lądowaliśmy o 18 czasu kubańskiego (24.00 w Europie).
Z Europy lata jeszcze Klm z Amsterdamu i Air Europa z Madrytu.

Przylot
Po przylocie były cyrki. Najpierw kolejka do okienek imigracyjnych, czy jak to tam się nazywa. Okienek dużo, ale ludzi jeszcze więcej. Czekaliśmy z pół godziny. Każdemu robią zdjęcie. Potem podręczny bagaż przepuszcza się po taśmach – to druga kontrola. W międzyczasie trzeba wypełnić papierek (deklaracja celna), a propos wwożonych cennych rzeczy (aparat, laptop, tel,…), no i oczekiwanie na bagaż… w naszym przypadku całość zajęła prawie 3h! Inni Polacy, których spotkaliśmy mówili, ze u nich nie było aż tak źle (zapomniałam, że zanim wysiedliśmy z samolotu, to też trochę postaliśmy na płycie)

Zakwaterowanie
Mieszkaliśmy w casas particulares czyli w domach prywatnych. Pierwsze 3 noce w Havanie mieliśmy wcześniej zarezerwowane (chyba nawet jest taki wymóg) przez internet. Resztę szukaliśmy na bieżąco.
Mieliśmy wydrukowane namiary na polecane w internecie domy, mieliśmy tez namiary od znajomych, oczywiście na miejscu dostawaliśmy kolejne (jedna pani, drugiej pani – oni tak działają); mieliśmy więc spora bazę choć zazwyczaj wychodziło tak, że szukaliśmy sami.
I tu trzeba uważać, bo jest mnóstwo „naciągaczy”. Niektórzy rzeczywiście mogą zaprowadzić nas do jakiegoś domu, ale zawsze cena jest wtedy wyższa, bo zawiera prowizję tego człowieka. W niektórych miastach (głównie w Trinidadzie) jinteneros, bo tak sie oni nazywają, doszli do perfekcji.
Przykład: Mieliśmy zarezerwowany dom u Alberta na ulicy X pod numerem Y. Podjeżdżamy na miejsce, podchodzi do nas mężczyzna, przedstawia się, mówi, ze ma na imię Alberto i ze niestety nie ma dla nas miejsca, bo coś tam… ale mamy się nie przejmować, znalazł dla nas inny dom, gdzie są miejsca i gdzie chętnie nas przyjmą!
Na szczęście byliśmy uprzedzeni na temat tych sztuczek i nie daliśmy się wrobić 🙂

Co do zakwaterowania w casas particulares, nie należy spodziewać się luksusów.Standard bywa rożny. Zazwyczaj jest biednie ale czysto (są łazienki, zazwyczaj jest ciepła woda, ale wygląd pokoi często przypomina lata 70-80-te w PRL). Powrót do przeszłości gwarantowany.

Tak na przykład wyglądał nasz pokój w Havanie:

A tak salon:

IMG_5714

Ludzie
Ludzie – różnie, tam gdzie nocowaliśmy – chętni do rozmowy; u niektórych można było porozmawiać o polityce i sytuacji w kraju, u innych o zwyczajach i życiu codziennym – dla nas to było rewelacyjne! To najlepszy sposób na poznanie kraju i jego mieszkańców.
Generalnie j. hiszpański bardzo nam pomógł, bo niewiele osób poza Havaną potrafi porozumieć się po angielsku.
Ludzie na ulicy bywają natrętni; ale nam wyjątkowo odpuszczali (podobno wyglądamy jak Kubańczycy – słyszeliśmy to nie raz :)) Na wsiach ludzie przyglądali się nam z nieufnością – tam rzadziej pojawiają się turyści.
Czy ludzie rzeczywiście są szczęśliwi? Kubańczycy często maja smutne miny, więc trudno odgadnąć jak to jest naprawdę, ale mam wrażenie, ze mimo wszystko ich życie jest szczęśliwe, a smutek wynika ze strachu; mają niewiele, ale też niewiele im do szczęścia potrzeba; choć z drugiej strony na wsi ciężko pracują, zarabiają grosze, a na nas patrzą podejrzliwie, czasem nawet bym powiedziała, ze strachem („bo to ten imperialista, jeździ po naszym kraju i się nie boi, jak to tak!”), ale może się mylę i to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
W mieście jest inaczej, ludzie są przyzwyczajeni do turystów, wręcz próbują ich oskubać na wszelkie sposoby, tam trzeba uważać.
Miałam jedną niemiłą sytuację w CADECA (punkt wymiany walut). Staliśmy razem (ja i Radek) w kolejce przed budynkiem, przyszła na nas pora, zostaliśmy (wraz z 5 innymi osobami) zaproszeni do holu, gdzie Radek od razu podszedł do okienka, a ja usiadłam na krześle, żeby na niego poczekać (tam była druga, wewnętrzna kolejka). Po chwili ochroniarz nadzorujący przepływ ludzi skinął na mnie, ze mogę podejść do wolnego okienka.
Wskazując na Radka (który już stał przy okienku), odpowiedziałam, ze jesteśmy razem. Na to on zamaszystym ruchem pokazał mi drzwi i krzyknął „fuera!” czyli wynocha. Rany, co za przeżycie!

Waluta
W kraju obowiązują dwie waluty.
Pierwsza, właściwa, kubańska Moneda Nacional, czasem oznaczana jako MN czasem jako CUP (cuban peso).
W tej walucie Kubańczycy dostają wyplatę i za te pieniądze mogą kupować towary „reglamentowane” (o tym za chwile). Druga waluta, to peso convertible, czyli wymienialne (CUC – cuban convertible), przeznaczona dla turystów i do zakupu towarów „luksusowych”, czyli niedostępnych w sklepach państwowych.
1CUC to równowartość jednego dolara.
1CUC = 24 CUP

Kubańczycy, jak wcześniej pisałam, zarabiają w CUP. Zarabiają miesięcznie 300-500 CUP, przy czym 500 to pensja inżyniera (20 dol.) Za CUP mogą tanio kupić podstawowe produkty, które są naprawdę podstawowe i jest ich niewiele (tu niestety cen nie znam) lub takie lekko już luksusowe (pizza w barze ulicznym lub wypasiony hot-dog: 8-12 CUP czyli 1 – 1,5 PLN, taksówka przez pół Havany 10 CUP/os)

Dla turystów generalnie są CUC.
W CUC płaci się za kwaterę (20-30 CUC), za jedzenie w restauracjach, za jedzenie w sklepach, w których jest prawie wszystko, wynajem samochodu, za wszelkie usługi, na które damy się naciągnąć… 😉 itd.
I tu trzeba uważać. Zdarza się, że sprzedawcy przyjmują zaplatę w CUC’ach, a resztę wydają w CUP’ach. Chyba nie muszę tłumaczyć, że nie jest to opłacalne.
Czy turysta może płacić CUP’ami? Oczywiście! Trzeba tylko wiedzieć gdzie i jak 🙂

Bary CUP zawsze wyglądają jak okienka z podejrzaną zawartością:

IMG_7235

W menu zazwyczaj jest kilka pozycji, głównie pizze, czasem „pan con…” czyli chleb z czymś, na ciepło (pyyyyszny) lub, rzadziej, ryż z różnymi dodatkami.

Sklepy CUP tez od razu można rozpoznać. Prawie nic w nich nie ma, za to zawsze jest rum 🙂

Jeśli chodzi o taksówki, to bardziej skomplikowana sprawa. Havana jest poprzecinana liniami/trasami po których jeżdżą tzw. taksówki kolektywne. Są to te wszystkie stare gruchoty, od których wzroku nie można oderwać. Gdy już się pozna trasę takiej taksówki, należy stanąć na jej trasie, za skrzyżowaniem, bądź w jakimś innym miejscu, wyciągając rękę, jakby do zatrzymania stopa, z tym, że na palcach pokazujemy ile miejsc nam trzeba. Gdy taksówkarz zatrzyma się, dla pewności pytamy czy jedzie w miejsce które wybraliśmy, czyli np. skrzyżowanie Linea y 10 🙂 Jeśli kiwa glową, ze tak, wsiadamy i czekamy, aż ktoś ciekawy do nas się dosiądzie 🙂 Przed wyjściem płacimy 10CUP od osoby (dotyczy tras do rzeki). W taksówkach, którymi jeździliśmy, mieściło się do 7 pasażerów.

IMG_6374

Polecam! Wrażenia niezapomniane!

Podróżowanie po kraju
W opisach podróży po Kubie spotkałam się głównie z opisem podróży autobusem. W tym przypadku są dwa rodzaje autobusów: lokalne stare gruchoty 😉 (o tym będzie jeszcze później), płatne w walucie lokalnej i VIAZUL – dla turystow – w walucie turystycznej;
Ten pierwszy jeździ gdy zbierze się grupa chętnych, ten drugi wg rozkładu jazdy, ale uwaga! Ponoć można w nim zmarznąć! My wynajęliśmy samochód. Jest to najszybszy sposób zwiedzania, choć czasem wymaga dodatkowych pokładów cierpliwości 😉 Podróżowanie po kraju – od strony formalnej, nie ma problemu; nie mieliśmy kontroli ani razu; może przypadek, może już jest lepiej.
Od strony bezpieczeństwa – podobnie. Zalecano nam parkowanie w miejscach bezpiecznych (np. przy policji), albo zapłacenie komuś za „opiekę”. Zazwyczaj wychodziło tak, ze w dzień zostawialiśmy na chwile w centrach miasteczek lub w miejscach bardzo zaludnionych i nie było żadnego niebezpieczeństwa, a w nocy stawialiśmy w miejscu strzeżonym.
Mapy -te na papierze są OK, jeśli się je zdobędzie. Nawigacji nie ma. GPS nie działa. Drogowskazy bywają.
Najlepszy sposób: koniec języka za przewodnika, choć i to czasem szwankuje (każdy zna inną drogę do celu ;)) Zazwyczaj jednak Kubańczycy są pomocni.
UWAGA!
Można trafić na takiego, który powie, że jedziesz w złym kierunku, ze szczerym uśmiechem na twarzy zaoferuje pomoc, wsiądzie do samochodu i pokieruje cię prosto do celu… do swojego celu…
Potem wysiądzie i powie ci że musisz wrócić tam, skąd przyjechałeś i znów zapytać o drogę 😉
Drogi. Drogi generalnie sa dziurawe. Nawet autostrady.

Drogi lokalne bywają zatłoczone bryczkami, rowerami, pieszymi, itd…
ale nie ma się czego bać. Jeździ się ok, jedynie w godzinach szczytu (gdy kończy się szkoła (chyba o 17))  jest gorzej.

IMG_6741

Autostrady poznaliśmy dwie: z Havany w stronę Santiago (Autopista Nacional) i z Havany do Viñales. Obie szerokie i puste jak na standardy europejskie.
Co też dziwne, na autostradach jeżdżą bryczki, rowery, chodzą ludzie, nie ma też problemu z nawrotką lub skrętem w lewo:

IMG_6392

Salsa
Oj tak! Kubańczycy rodzą się tańcząc, albo muzykę wysysają z mlekiem matki! Gdy się widzi jak tańczą, nie ma co do tego wątpliwości!
Gdzie iść na salsę? W każdej większej miejscowości są tzw. „casas de musica” gdzie salsy jest pod dostatkiem! Zazwyczaj te miejsca przygotowane są specjalnie dla turystów, co nie zmienia faktu, ze choć raz warto się wybrać.
Podobno warto poszukać bardziej i znaleźć miejsce, gdzie bawią się Kubańczycy. Niestety nam się to nie udało (lenistwo).
Czy to prawda, ze Kubańczycy tańczą wszędzie? Tak 🙂 Raz złapaliśmy ich na ulicy! 🙂

IMG_6364

Rum

Powiedzieć, że w sklepie można nie znaleźć wody, ale rum zawsze się znajdzie, to powiedzieć samą prawdę!
Nam się to zdarzało! A rzeczywiście wtedy szukaliśmy wody! Dominuje znany wszędzie HAVANA CLUB, ale można kupić też inne, lokalne rumy. Koneserom polecam Muzeum rumu w Havanie, niedaleko Plaza Vieja, przy porcie.

IMG_5778

Warto zauważyć, że cena rumu (HC) jest chyba ustalona odgórnie, bo nigdzie nie spotkaliśmy się z inną. Warto spróbować rumu 5-letniego, który teraz nazywa się anejo, a który nie jest dostępny w Europie (update: w Hiszpanii widziałam go).
Polecano nam tez rum Varadero. Warto. Choć ten już bez dodatków, z samym lodem.
Jeśli mówimy o rumie, nie możemy zapomnieć o drinkach na jego bazie. Najpopularniejsze, wywodzące się właśnie z Kuby to: Mojito, Kuba Libre i Pina Colada.

IMG_7308

Polecam spróbować wszystkie 🙂

Cygara

Po salsie i rumie, a właściwie przed salsą i rumem, cygara to najważniejszy znak rozpoznawczy Kuby. Już na pierwszym spacerze rzucają się w oczy Kubańczycy pozujący do zdjęć z grubymi i długimi cygarami, choć nietrudno spotkać zwykłych mieszkańców miasta z tym nieodłącznym atrybutem.
Każdemu kogo zaciekawi temat polecam wycieczkę do którejś z plantacji tytoniu. Najwięcej ich jest w Viñales, a zwłaszcza w dolinie Vuelta Abajo, niedaleko Pinar del Rio, miejsce upraw najlepszego tytoniu na Kubie (=na świecie ;)).
Gdzie kupować? To trudne pytanie. Mamy bowiem do wyboru drogie oryginalne cygara w oficjalnych sklepach i niewiadomej jakości „cygara z ulicy”. Sprzedawcy tych drugich zachwalają je jako „wyniesione z oryginalnych fabryk…” ale wiadomo, w takie rzeczy się nie wierzy. Z drugiej jednak strony, jeśli nie jest się znawcą… Może warto zaryzykować?

IMG_7361

Homary

Homary (langosta) tak jak i krokodyle są pod ochrona, co nie znaczy, ze nie można ich spróbować 🙂 W większości domów, w których nocowaliśmy oferowano nam na kolację homary. Z grilla, w sosie pomidorowym i na dziesiątki innych sposobów. Miłośnikom owoców morza polecam wszystkie! Zwłaszcza, że cena w porównaniu z europejska niewiarygodnie niska.
Co do krokodyli, należy udać się na farmę krokodyli (po drodze do Playa Larga na południowym wybrzeżu) lub do okolicznych paradores („restauracja” w domu prywatnym) .

IMG_7095

Kolejki

Pamiętacie kolejki do mięsnego, do warzywniaka, po papier toaletowy, po buty, telewizory, itd.? Na Kubie można przeżyć deja-vu. Do każdego banku, urzędu pocztowego, punktu internetowego czy punktu doładowań telefonów trzeba swoje odstać, ale to jakby wydaje się normalne. Co bardziej dziwi to kolejki w piątkowy lub w sobotni wieczór do restauracji, kolejka do budki telefonicznej, kolejka do taksówki, na stopa, do autobusu, po lody,… itd
Trzeba się uzbroić w cierpliwość i swoje odstać. W końcu jesteśmy na Kubie!

IMG_6358

Internet

Internet na Kubie dostępny jest od niedawna, co nie znaczy, że jest łatwo dostępny.
Generalnie lepiej nastawić się, że internetu nie ma i się nie stresować. Mieliśmy możliwość sprawdzenia szybkości połączenia w kubańskim, prywatnym domu (chcieliśmy wydrukować karty pokładowe); w ciągu 15 minut udało się: otworzyć stronę interii, a z niej po jakimś czasie wejść na pocztę, … i wtedy, gdy już udało się otworzyć wiadomość od linii lotniczej, stwierdziliśmy, ze mamy dość.
Podobno w hotelach jest trochę lepiej.
Inna opcja to kafejki internetowe (dostępne od tego roku – 2013), otwarto ich ok 100, tu też udało nam się sprawdzić jak działają: było lepiej, strony otwierały się znacznie szybciej, natomiast cena była zadziwiająca: 5 CUC (5 dolarow) za pół godziny. Trzeba wykupić specjalną kartę, która daje możliwość „surfowania”.
Tego nie pamiętałam, ale Radek mówi, ze słyszał, ze Kubańczycy, mimo, że mają dostęp do tych kafejek, to nie mogą korzystać na takich samych zasadach jak obcokrajowcy, bo dla nich strony są blokowane.
Rzeczywiście przy zakupie karty trzeba pokazać paszport, więc może to i prawda.