Archiwa tagu: Sevilla

Południe Hiszpanii – Sevilla

Do Sevilli dotarliśmy już po zmroku, był koniec grudnia, piękna pogoda, kolorowe, oświetlone ulice,
miasto wydało nam się niezwykle tętniące życiem.
Zaczęliśmy od spaceru nad rzeką (pies musiał się wybiegać ;)). Na trawie grupy młodych ludzi wesoło, piknikowo spędzały
wieczór (nie do pomyślenia o tej porze roku w Polsce!).
A nam spodobały się pięknie oświetlone mosty.

Na budynku ratusza odbywał się jakiœś pokaz typu „œświatło i dźwięk”.

Absurdalne połączenie: drzewko pomarańczowe i lampki choinkowe, czyli choinka po hiszpańsku! 😉

W mieśœcie jeŸździ sporo bryczek (co ma swój urok)

Pora na kolację. Wypatrzyliśmy jakiś bar w bocznej uliczce, zamówiliśmy tak trochę na chybił trafił i muszę przyznać,
że ja trafiłam w dziesiątkę! Risotto na czarno smakowało rewelacyjnie, choć wygląd miało kiepski 😉

To budynek na którym wieczorem tańczyły kolorowe śœwiatła.

…i katedra

Miasto robi wrażenie.
Jest inne niż Granada, jest bardziej dostojne, eleganckie, co nie znaczy że ładniejsze czy brzydsze
Po prostu inne.

Z kolei małe uliczki zdominowane są przez elementy nawiązujące do flamenco.
Miałam ochotę wybrać się na przedstawienie, ale mój zazwyczaj łagodny mąż, tym razem uparł się, nie powiem jak co,
że nie chce i nie dałam rady go namówić.

Ładnie utrzymane, zazielenione patia, otwarte na widok publiczny, to też jeden z elementów charakterystycznych w Sevilli.

No i coś co powaliło mnie na kolana:
Plac Hiszpański!
Jeden budynek zbudowany na obwodzie połowy okręgu, wewnątrz tego okręgu płyną rzeczki, gdzie można popływać łódkami,
jest plac – właśnie Hiszpański, na którym stoją dorożki… No wrażenie niesamowite.
Zdjęć z tego miejsca mam mnóóóóstwo 🙂

A tak to wygląda na mapie:

A potem był Sylwester i znów porażka kolacyjna 🙂

W Hiszpanii jest tak, że wieczór sylwestrowy spędza się z rodziną, przy stole.
Kolacja trwa aż do północy. W momencie kulminacyjnym w rozpoczyna się odliczanie.
Najpierw odliczają sekundy do punktu „0” a potem jest odliczanie 12 uderzeń zegara.
I nie jest to 12 sekund.
Na uderzenia zegara hiszpanie mają przygotowaną garść winogron i z każdym gongiem zjadają jedno grono, czyli w sumie 12.
W pierwszym roku naszego pobytu w Hiszpanii wiedzieliśmy już o tym zwyczaju, więc zaopatrzyliśmy się w odpowiednie
owoce. Niestety nie wiedzieliśmy o uderzeniach zegara, więc jedlliśmy te winogrona odliczając sekundy…
Można się było udławić 😉

A po odliczaniu można już wyjść i zaczyna się impreza.
Niby to wszystko wiedzieliśmy, ale sądziliśmy że tak jest tylko w Katalonii. Niestety tak było i w Sevilli. Do północy cisza, nic,
żadnych koncertów, fajerwerków, nic! Dopiero tuż przed północą troszkę się ruszyło i ludzie wyszli na główny rynek.
Wtedy otwierają się bary i impreza trwa do białego rana.